Let's pray czyli spirytualna część Bali

Każdego dnia Bali mnie zaskakiwało i każdego dnia odnajdywałam nowe rzeczy. Standardowo za 40 dolarów wynajęliśmy naszego genialnego taxi driver'a i poprosiliśmy o zabranie w fajne miejsca. Opowiedziałam mu o swoich zainteresowaniach i wdrożył dla nas następujący plan :) pierwsze miejsce w jakim się zatrzymaliśmy to Uluwatu. Niezwykłe miasto gdzie można poczuć dzikość i naturalność Bali. Jeżeli jeszcze raz tu przyjadę to zdecydowanie w ten rejon. To wzniesienia pokryte zielenią, a wśród nich surf camp'y i klimatyczne hotele. Wow! Uwielbiam takie miejsca, zdecydowanie nie jestem zwolenniczką stricte turystycznych ścieżek. Na wyjazdach lubię się poważnie zmęczyć i odkrywać skoro już wstałam od biurka :) swoją drogą to zaskakujące jak dobrze na mnie działa niepracowanie...przestał mnie boleć kręgosłup :) może praca mi szkodzi ;)? W Uluwatu poza lokalnym bazarem wybraliśmy się do miejsca, które zamieszkuje lokalny książe tzn książe miasta. Trochę ich mają skoro każda wioska ma swojego :) 




Potem przyszła pora na spełnienie moich życzeń :) pojechaliśmy do człowieka, który czyta z ręki i jest w tym meeeega dobry. Potwierdzam to sama. To co mi powiedział zostanie tajemnicą, ale nie znając mnie w ogóle powiedział na podstawie spojrzenia na moją rękę tak szczegółowe rzeczy z mojej przeszłości, że dobrze, że siedziałam :) byłam pod mega wrażeniem zarówno tego co mówił oraz tego jakie rady mi dał. Najważniejsze przesłanie, którym mogę się z Wami podzielić to "Don't try to look for the perfect things, it is not possible. All the time you will find a good and bad sides. Try to look for things which make your life perfect". Ten człowiek miałam wrażenie zna mnie lepiej niż ja sama siebie. Poza tym miał straszne paznokcie do kolan i pomalowany pokój na mega jaskrawe kolory. Niesamowite przeżycie i strasznie się wyciszyłam.

Nasz taksówkarz uznał chyba, że czas żebym podładowała swoje kalorie, bo zabrał nas na obiad do super miejsca. Każdy stolik był chatką na wodzie. Jedzenie było przepyszne.

I zobaczcie co się kryło w wodzie :) to pomarańczowe to rybki :)

Kontynuując doznania duchowe odwiedziliśmy również świątynie Pura Tirta Empul czyli miejsce pielgrzymek wielu balijczyków. To świątynia z naturalnymi źródłami, które mają uzdrawiająca moc. Oczywiście musiałam sama spróbować, akurat padało więc zamoczenie było podwójne :) sytuacja wygląda tak...tak jak się stoi wchodzi się do wody i podchodzi do każdego ze źródeł obmywając głowę trzy razy. Po całej procesji można wyjść z wody. Przed wyjściem jednak nie należy całemu się zanurzyć bo inaczej przejście się nie liczy i trzeba zaczynać jeszcze raz. Każde ze źródełek ma też inne właściwości, jedno jest dla osób, które mają koszmary inne ku czci człowieka, który odkrył źródło i tak dalej i tak dalej :) przeszłam całość wśród tłumu szczękających z zimna zębami, a mi o dziwo było bardzo ciepło. Super duchowe przeżycie w pełnym skupieniu i celebracji. 

Wchodziłam do wody tak:


A wychodziłam jak widać :)


Wodę ze źródła zabrałam ze sobą do Singapuru i zamierzam ją pić jako, że woda bardzo dobrze przyjmuje energię. Mały baniak z wodą wywołał dość duże poruszenie na lotnisku i byliśmy na rewizji bagażu z tego powodu, ale finalnie nas przepuścili :)

A oto co jeszcze widzieliśmy przed wejściem do Tirta Empul...to Jack Fruit, wielki owoc o dość dziwnym smaku, który jest tu bardzo popularny. Rośnie sobie tak na drzewach w publicznych miejscach, ludzie go zrywają jak jest jeszcze większy i sprzedają na straganach.

Ostatni punkt na liście to Gua Gajah czyli jaskinia słoni. Do tej pory nie wiadomo jak została wykonana w czasach kiedy nie było jeszcze narzędzi. Świątynia jest jednak bardzo stara, mieści się we wnętrzu jaskini i była punktem gdzie odbywały się medytacje króla i jego rodziny. W środku wykonane są rzeźbienia, wydrążone pokoje oraz półki skalne do siedzenia podczas medytacji. Jest to świątynia słonia czyli boga Ganesha, który taką postać przyjmuje.
Z uwagi na to, że balijczycy wierzą, że duchy przodków mieszkają we wszystkim w okół jak na przykład drzewa, to zawiązują na nich sarongi z materiału jeżeli rosną na terenie świątyń. Jak pisałam wcześniej do świątyni każdy musi wejść w sarongu, aby oddać odpowiednią cześć i szacunek.