Podróżując po Bali nie można zapomnieć o trekkingu na Mont Batur czyli aktywnego wulkan , którego ostatnia erupcja miała miejsce w 1920 roku. Super opcja szczególnie dla tych, który lubią się zmęczyć :) Wejście i zejście to 10 km, trasa nie jest trudna. Należy wynająć przewodnika (koszt ok 50 dolarów), który zaprowadzi Was na szczyt wulkanu w nocy kiedy jest jeszcze ciemno. Niesamowita okazja do oglądania wschodu słońca :) trzeba zabrać bluzę , coś na komary i picie. Na samej górze w środku nocy czatują dzieci sprzedając napoje dla tych, którzy się wspięli. Straszne!!! Robią to zanim pójdą do szkoły, a po zajęciach śpią. Tak czy inaczej widoki były fantastyczne i warto było :) Gnaliśmy na złamanie karku, nasz przewodnik miał z 17 lat, chodził tą trasę codziennie i chciał żebyśmy zdążyli na wschód słońca, bo byliśmy trochę spóźnieni. Skakaliśmy więc tam praktycznie po tych skałach, chyba nie wiedział, że ma do czynienia ze zwierzętami biurowymi, nie daliśmy tego tez po sobie poznać i dzielnie dotrzymywaliśmy mu kroku, tracąc dech ;)
Niestety nie widziałam płynnej lawy ;/ ale zbliżając się do krateru widać parę wydobywającą się z ziemi, która jest naprawdę gorąca.
A to nasz wulkan widoczny po zejściu :)
Fantastyczne zmęczenie, jeszcze lepsze widoki i mega satysfakcja. Po wysiłku idealnie jest wybrać się na pobliskie gorące źródła i odpocząć. Byliśmy tak praktycznie sami :) z ciekawostek na drugim brzegu, tam gdzie widać tą górę leży miasteczko. Jego mieszkańcy nie mają żadnej drogi lądowej, wydostają się z niego tylko łódkami przez jezioro i dalej drogą. Kiedy ktoś umiera to nie grzebią go w żaden sposób, pozostawiają ciało w specjalnym miejscu na uboczu gdzie podobno jest już pełno szczątków ludzkich.
Po relaxie pora na dalszą podróż :) oczywiście przed nami świątynia. Generalnie Bali nazwałabym miejscem świątyń i świąt :) problem jest tylko jeden...nigdy nie wiadomo na jaką świątynie się trafi. Niektóre zapierają dech w piersiach i są naprawdę interesujące, inne mogą rozczarowywać. Poniższa miła ładne widoki, ale niewiele poza tym :)
W drodze powrotnej zrozumiałam natomiast dlaczego nie jem mięsa. Naprawdę głęboko wierzę, że ludzie nie powinni go jeść, bo nie jest dobre dla ich zdrowia. Szczególnie jeżeli pochodzi z nieszczęśliwych zwierząt...takich jak te. Nie są to happy chicken ;/ Jeżeli na ulicy widać gnający samochód to wiadomo, że przewozi kurczaki. Ludzie zwyczajowo jeżdżą wolno bardzo. Kury są upchane w ciężarówce na maxa, a kierowca ma płacone tylko za te, które dowiezie żywe. Sick!!! A później ludzie jedzą takie nieszczęśliwe kury. Straszne.
I na pożegnanie Bali ostatnie zdjęcie z naszym kierowcą przed jego domem :)