Minęły dwa miesiące odkąd jesteśmy w Singapurze. Ciężko mi powiedzieć czy minęły szybko czy wolno. Kiedy zastanawiam się co dzieje się u moich znajomych mam wrażenie, że czas płynie szybko, ale kiedy patrzę na swoją perspektywę to czuje się jakbym tu była wieki. Warto, żebym podzieliła się kolejnymi spostrzeżeniami dotyczącymi tego miejsca. Niewątpliwie nie przestaje mnie ono zaskakiwać i sprawia, że wiele uczę się o sobie. To największa szkoła jaką dane mi było przeżyć w tak krótkim czasie. Co definiuje miejsce, w którym żyjemy? Ludzie, klimat, jedzenie, język. A więc parę słów o tym...
Ludzie => Singapur jest prawdziwą mieszanką zarówno narodowościową jak i obyczajową. To taki azjatycki Londyn. Nie jestem w stanie powiedzieć kto jest prawdziwym Singapurczykiem, bo takich nie ma. Kraj jest stosunkowo nowy, a wszyscy są ludnością napływową z przewagą Chińczyków. Dlatego ich wpływy są najbardziej odczuwalne. Za ich sprawą powstało China Town, które robi wrażenie i to za ich sprawą w jedzeniu przeważa mięso. Oczywiście żyje tu wiele innych nacji jak Malajczycy, Hindusi i inni azjaci. Kolejną grupę stanowią expaci. Zarówno tacy, których rodziny sprowadzili się już wcześniej w czasach kiedy Singapur był kolonią brytyjską i wychowuje się tu kolejne już pokolenie, które uważa się za Singapurczyków jak i napływowi, którzy przyjechali tu robić karierę na paroletnie kontrakty. Bardzo dużo tu pracujących, białych mężczyzn oraz typowych house wives, które oddają się przyjemnościom nie pracując i pozostając tu przez parę lat. Wracając jednak do azjatów to różnią się oni przede wszystkim wyglądem. Jak pisałam wcześniej kobiety noszą zazwyczaj długie włosy, nie malują paznokci i zawsze są ładnie ubrane. Ubierają się zazwyczaj w przykrótkie spódnice/sukienki. Moda azjatycka nie byłaby dobrze odbierana w Europie. Postrzegana byłaby za wyzywającą. Przystojnego azjaty natomiast można szukać ze świecą :) Co mnie zdziwiło i co jest zdecydowanie uderzające w porównaniu do innych azjatyckich krajów to fakt, że nie są oni specjalnie mili. Czasami mam wrażenie, że niespecjalnie podoba im się fakt, iż przebywają tu expaci.
Klimat => never ending summer. Tak najłatwiej określić mi panujący tu klimat. Zawsze jest ciepło i duszno, a pogoda i temperatura jest taka sama praktycznie przez cały rok. Klimatyzacja jest sprawą obowiązkową. Raz wybrałam się pobiegać i był to pierwszy i ostatni raz kiedy robiłam to na wolnym powietrzu. Myślałam, że umrę z braku tlenu :) Nigdy nie jest tu ożywczo, na początku powodowało to moją permanentną senność, teraz dochodzę do siebie :) Pogoda nie rozpieszcza i o ile wakacyjnie jest przyjemnością to przejście się w eleganckim stroju ubieranym do pracy powoduje spłynięcie potem zanim uda się dojść do metra. Pogoda ogranicza też niestety dużo aktywności na zewnątrz. Myślałam, że do tego się przywyknie po dłuższym czasie, ale po rozmowie z lokalną dziewczyną uświadomiłam sobie, że nigdy nie udaje się do tego przyzwyczaić...metoda to pozostawać w klimie i pić dużo kawy :) Klimat sprawia również, że wiele rzeczy jak na przykład drewniane meble najzwyczajniej w świecie gniją po pewnym czasie. Jest bardzo ciepło i wilgotno.
Jedzenie => w zasadzie poza Chilli Crabem (niebo w gębie) nie ma czegoś takiego jak potrawa typowa dla Singapuru. Przeplatają się wpływy tajlandzkie, koreańskie i w największej mierze chińskie. Oznacza to, że przeważa mięso. Każdy posiłek jest gotowany, podawany na ciepło niezależnie od pory dnia i bardzo ciężki. Króluje Chicken Rise czyli ryż z kurczakiem, który gościł na każdym stoliku kiedy odwiedziłam lokalny foodcourt. To nie żart...naprawdę na każdym. Na wszystkich talerzach był ryż wraz z kurczakiem, który był gotowany. Gotowana skórka od kurczaka nie jest moim faworytem i pierwszy raz widziałam serwowanie w ten sposób zamiast pieczenia. W zasadzie nie jemy w domu, nie gotujemy wcale po paru próbach. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że jest to bardzo drogie. Dużo ekonomiczniej jest zamówić gotowy posiłek w foodcourcie. Po drugie po wejściu do sklepu nie spotkacie składników, które znacie. Warzywa europejskie występują w okrojonej wersji i nie mają praktycznie smaku. Pamiętacie smak pomidorów w zimie :)? No właśnie... Zrobienie dobrej sałatki jest więc bardzo trudne. Nie ma też chleba, tylko jego tostowe, bardzo sztuczne odpowiedniki. Nie ma nic co kładziemy na kanapkach. Oczywiście są wyjątki i po przejechaniu wielu sklepów może się udać znaleźć coś z importu np. malutki kawałek sera za 10$. Oczywiście jest to kwestia względna, ale mnie bynajmniej singapurskie jedzenie nie rozpieszcza :)
Foodcourty wyglądają w ten sposób...
A podaje się w nich m.in. to....
Zamówiliśmy też ciasteczko z ośmiornicą :) nie mogłam się go doczekać, ale kiedy okazało, się, że farsz w środku jest owszem z ośmiornicy ale jest to gotowane zmielone mięso to zrezygnowałam.
Bardzo popularny jest jak wspominałam Chili Crab, chociaż jest to dość droga przyjemność, bo kosztuje ponad 30$ za kg. Smutny jest natomiast widok tych krabów, które tylko czekają aż je zamówisz żeby mogły dokonać swojego żywota :(
Można też znaleźć abstrakcyjne specjały jak np. lody z zielonej herbaty :)....
...oraz napoje sojowe z sezamem i wszystkim innym czego dusza zapragnie :) niestety wszystko jest posłodzone...
...jak też wszelkiego rodzaju chińskie ciasteczka i bezsprzeczny król Singapuru czyli Durian :) to owoc, którego jest pełno, który jest nadzieniem do ciast oraz smakiem cukierków, a przy tym przeokropnie śmierdzi. Dlatego też zabronione jest wnoszenie go np. do środków transportu. Kupujesz duriana? Wracasz na piechotę ;) Świat jest okrutny :)
Jeżeli jednak pomimo ekonomicznego aspektu zdecydowalibyście się na zakupy to oto przedstawiam przepis do przygotowania samodzielnie :) nie znam osobiście żadnego składnika poza fasolą :)
Poza sklepami, z których najtańszy jest FairPrice oraz Sheng Slong otwarty 24h można się też zaopatrzyć na wet markecie czyli bazarze z jedzeniem :) Ceny nie podlegają negocjacjom, a jedzenie jest niezwykle świeże, to co nie zostanie sprzedane danego dnia przekazywane jest do restauracji. To miejsce jest mekką świeżego, dobrej jakości jedzenia. Najbliższy mnie znajduje się przy Commonwhealth Street.
Język => urzędowym językiem jest angielski, jednak wcale nie każdy się nim posługuje. Jadąc metrem i widząc dwóch azjatów usłyszycie, że zazwyczaj rozmawiają oni po chińsku. Najbardziej popularny jest singlisz czyli połączenie angielskiego z chińskim co w praktyce oznacza, że na 5 minut rozmowy po chińsku wystąpi 5 angielskich słówek, bądź ich hybrydy. Akcent singapurczyków jest baaaardzo ciężki. Na początku myślałam, że oni rozmawiają po chińsku, a potem wielokrotnie uświadamiałam sobie, że to jednak angielski. Używają tego samego akcentu, intonacji i melodii jak w trakcie rozmowy po chińsku. Można się z tym oswoić po pewnym czasie, chociaż nigdy nie chciałabym żeby mi się to udzieliło :) Najbardziej popularnym słowem jest "can", które tak naprawdę oznacza wszystko. Bardzo często też używane jest jako twierdząca odpowiedź na pytanie. Singapurczycy mówią też bardzo niedbale, nie wiem czy zawsze jest to poprawny angielski.
Obyczaje => jest tu baaaaardzo bezpiecznie. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, iż jest to najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Nie wiem czy powodują to wszechobecne kary czy mentalność. Ludzie z tego co zaobserwowałam sprowadzają się tu, bądź wracają z zagranicy żeby wychowywać dzieci. Mają pewność, że nic im się nie stanie i nie wpadną w złe towarzystwo, bo tu takiego nie ma :) jako rodzic nie musisz się martwić czy Twoje dziecko popadnie w nałogi albo czy pod szkołą będzie stał dealer. Nie, to się nie zdarza. Kolejną kwestią jest też fantastyczny poziom edukacji. Szkoły mają super poziom. Jeżeli więc jesteś rodzicem, który szuka swojego miejsca na świecie i chce wychowywać dzieci z bezpiecznym i czystym miejscu wśród przystrzyżonych trawników i pięknego otoczenia to zapraszam :)
W Singapurze obowiązuje ruch lewo stronny. Obawiam się, że po powrocie będę na wszystkich wpadać chodząc lewą stroną chodnika :) tak naprawdę jeszcze tego nie zrozumiałam, bo o ile tak powinno być to każdy chodzi tu jak chce i nie specjalnie ustępuje innym na chodniku. Nie widzę więc wszechobecnej uprzejmości. Nikt również nie zagaduje, nie pozdrawia i nie uśmiecha się. Kultura jest zdecydowanie inna od tej europejskiej. Super sprawą jest natomiast traktowanie przechodniów. Nawet jeżeli stoisz metr od pasów, samochody zaczną się zatrzymywać. Często jeżeli nie jestem pewna czy w danym miejscu będę przechodzić to nawet nie podchodzę do pasów, bo nie chcę powodować korków :) Ulice oraz środki komunikacji są natomiast fantastycznie dostosowane do ludzi niepełnosprawnych np. poprzez oznaczenia dla niewidomych. Spotkałam się też z automatem na światłach, gdzie jako osoba starsza możesz przyłożyć legitymacje emerycką bądź inwalidzką, a kiedy światło zmieni się na zielone to będzie dłużej trwało, abyś zdążył przejść.
W Singapurze można spotkać też wiele wynalazków, które ułatwiają życie. To chyba wpływy japońskie :) Podczas jednej z wycieczek do sklepu zobaczyłam na półce np. kawałki materiału, które można sobie dopiąć do bluzki jeżeli ma się za duży dekolt lub wymienne zapięcia do biustonoszy :)
More to come :) następna będzie relacja z naszej wycieczki na Filipiny. Zapraszam :)