W tym momencie niestety nie mamy wiele czasu na dalekie wycieczki i pierwsza z nich dopiero w połowie lutego, ale zadowalamy się zwiedzaniem miasta w niektóre wieczory :) Tego dnia K udało się dość wcześnie skończyć zajęcia, czytaj przed 18 więc udaliśmy się do Mariny czyli najściślejszego centrum Singapuru. Zachwycająca!!! Mogłam znów poczuć się jak w mieście czyli jak w domu :) wszędzie wysokie budynki, miejsce światła i samochody. Tęskniłam już za tym mieszkając przy One North :) Wysiedliśmy na stacji MRT Raffles i przeszliśmy się deptakiem nad wodą. To miejsce naprawdę robi wrażenie, wszędzie pełno knajpek, można usiąść i podziwiać piękne widoki. Najbardziej sztandarowy punkt Singapuru czyli Hotel Marina Bay Sands jest perełką tej pocztówki :) Mam nadzieję, że na pożegnanie Singapuru będzie nam dane spędzić tam noc. To bezwzględnie najlepsze miejsce w mieście jakie do tej pory widziałam. Chciałam tam zostać :)
Udało nam się również zobaczyć prace francuskiego artysty Julien Marinetti, które były wystawione na deptaku. To potężne figury zwierząt, które sam wykonuje, a następnie ochlapuje je farbami. Pięknie wyglądały. Jego wystawa przejechała prawie wszystkie kontynenty, a w Singapurze trwała do 24 stycznia 2015, więc już się zakończyła. Możecie za to zobaczyć ją na zdjęciach poniżej :) więcej szczegółów o samej wystawie znajdziecie tutaj => http://www.prestige-singapore.com.sg/2014/10/art-water#.VNG2Syy3aec
I na koniec symbol Singapuru czyli Merlion pół lew, pół ryba. To figura prawie 9 metrowa, stojąca na Marina Bay zaraz przy rzece (oraz w 4 innych miejscach w mieście). Obecna nazwa tego miasta-państwa wywodzi się od słowa Singapura czyli miasto lwa z sanskrytu. Została ona nadana za sprawą jawajskiego księcia, który odkrył mistyczne zwierzę w tych okolicach i potem uświadomił sobie, że to był lew. Marlion posiada też ogon ryby, aby zaznaczyć, że Singapur był osadą rybacką.