Hong Kong to autonomiczny region leżący w Chinach. Do 1997 roku był kolonią brytyjską, ale został przekazany Chinom pod warunkiem zachowania jego autonomii przez następnych 50 lat. Wszystko jest tu inne, mniej chińskie, bardziej przystępne. Nawet zasady wjazdu rządzą się innymi prawami. Polacy potrzebują wizy do Chin, ale do Hong Kongu już nie :)
Po przyjechaniu na lotnisko trzeba złapać pociąg, który zawiezie Was do miasta. Kosztuje 100 dolarów hk co przelicza się na mniej więcej 50 zł. Dowiezie Was na stację "Central". Warto sprawdzić czy do Waszego hotelu kursuje bezpłatny shuttle bus, większość hoteli jest obsługiwana. Hong Kong generalnie dzieli się na Kowloon i Hong Kong Island. Wszędzie łatwo jest się dostać, bo sieć transportowa jest super, ale też odległości są niewielkie. My mieszkaliśmy na island w hotelu Mini Central Hotel zaraz nieopodal stacji Central więc przeszliśmy się spacerem :) - http://minihotel.hk/core/ Mieliśmy klaustrofobiczny pokój bez okna z łazienką w środku, niemniej hotel jest bardzo porządny i dobrze zlokalizowany. Pierwszy wieczór spędziliśmy na chodzeniu gdzie nas nogi poniosły i jedzeniu :) Zakochałam się w tym miejscu całkowicie. W jego atmosferze, tłumach ludzi w zasadzie bez przewagi azjatów, życiu miejskim i światłach. Wszystko jest podświetlone, ludzie wieczorami wychodzą, bawią się, przesiadują w lokalach. Bardzo mi tego brakowało po singapurskim życiu. Polecam knajpę Posto Publico na wieczornego drinka albo popołudniowy obiad. Mają pyszne włoskie rzeczy i świetne ceny - http://www.postopubblico.com/en/hongkong/contact/
Następny dzień zapowiadał się aktywnie...czasu mało, a rzeczy do zobaczenia cała masa :) Dostaliśmy rekomendację od naszego kolegi miejscowego, aby udać się na śniadanie do Tea House o nazwie Lin Heung. To było doświadczenie :) Miejsce bardzo lokalne, byliśmy jedynymi białymi ludźmi. Serwują dim sumy oraz inne specyfiki. Dobre, świeże, podawane z zieloną herbatą. Pani ma na wózeczku niezliczoną ilości pojemników z dim sumami, które można sobie brać, a na koniec przy płaceniu podliczane jest ile pojemniczków zjedliście. Było bardzo tłoczno, więc stolik musieliśmy dzielić z chińczykiem. Mogliśmy z bardzo bliska zobaczyć jak wyglądają poranne zwyczaje miejscowych ludzi.
Najedzeni spacerowaliśmy po ulicach, wchodząc do co drugiego sklepu i zaglądając na półki. Różnice są oszałamiające :) Sklepy z suszonymi rybami są bardzo popularne, Chińczycy się w nich lubują. Wszędzie na ulicach widać reklamy, które nocą rozbłysną światłami. Widać ludzi pracujących i przygotowujących swoje sklepy, życie się toczy. Rytm jest bardziej normalny i nie jest tak sterylnie jak w Singapurze.
Pogoda przypominała bardzo tą brytyjską. Było pochmurno i co jakiś czas kropiło, przynajmniej było chłodniej i łatwiej oddychać :) Z tego względu odpuściliśmy sobie Victoria Peak i przełożyliśmy to na następny dzień. W zamian spacerem przeszliśmy się do świątyni Man Mo. Po drodze mogliśmy obserwować codzienne życie ludzi. Wszędzie na około były białe twarze, ludzie prowadzili dzieci na zajęcia dodatkowe albo brali udział w aktywnościach, które działy się w mieście. Miałam wrażenie, że Hong Kong jest dużo bardziej przyjazny do życia i bardzo prawdziwy. Ludzie posiadają mimikę twarzy, są zabiegani, widać, że spotykają się z przyjaciółmi lub rodziną. Normalne, zwykłe życie :)
Man Mo Temple => to najstarsza świątynia w Hong Kongu wybudowana w 1847 roku i dedykowana bogu literatury - Man oraz bogu wojny Mo. Było to miejsce modlitw, ale poza tym również miejsce rozstrzygania sporów. Miejsce bardzo spokojne, przepełnione zapachem kadzideł oraz zwisającymi z sufity talerzami. Oprócz tego pełno jest też zwieszonych, spiralnych kadzideł, które odpalane są w różnych intencjach. Mieści się na Holland Road, pomiędzy zwykłą zabudową miasta. Poniżej widać buddyjskie okienka, które można sobie wykupić w jakiejś bądź czyjejś intencji.
Dalej, powolnym krokiem eksplorowaliśmy ulice. Przyglądaliśmy się ludziom i ich rytmowi, bardzo podobnemu do tego, który znamy. Wchodziliśmy do kolejnych sklepów, robiliśmy postoje na kawę i odpoczynek i oddychaliśmy miastem. Powietrze tu nie jest czyste, a Hong Kong uchodzi za jedno z najbardziej zanieczyszczonych miejsc niemniej wdychaliśmy atmosferę miejsca :) Miasto położone jest na wzgórzach i spacerowanie po nim jest wyzwaniem dla nóg, uliczki i schodki pną się pod górę i w dół. Wszędzie widać też luksus, konsumpcjonizm, pełno jest sklepów oraz ludzi w garniturach, którzy przyjechali tu na kontrakty.
Spacery te doprowadziły nas nawet do bazaru ze starociami o nazwie Cat Street. Było to wiele rzeczy, faktyczne antyki i pamiątki. Warto to zobaczyć i poczuć trochę inny klimat tego miejsca.
Następnie po obejściu niemal całej Hong Kong Island uznaliśmy, że czas na Kowloon. Udaliśmy się więc do portu i za 5 dolarów singapurskich złapaliśmy prom na drugą stronę. Przy okazji udało nam się zobaczyć miasto z innej perspektywy i podziwiać widoki. Wygląda pięknie, gdyby jeszcze pogoda była lepsza to myślę, że byłoby zjawiskowo :)
Kowloon nie odbiega specjalnie od reszty miasta. Wydawało mi się tylko, że jest nieco spokojniejszy i mniej zatłoczony, ale może to tylko moje wrażenie niepokrywające się z rzeczywistością. Przeszliśmy się po mieście, najedliśmy noodle soup, odwiedziliśmy kolejną świątynie Sik Sik Yuen Wong Tai Sin, Temple Street Market, Jadeit Market oraz Ladies Market.
Sik Sik Yuen Wong Tai Sin => to taoistyczne świątynia, która jest najpopularniejsza w całym mieście. Ściągają tu tłumy miejscowych oraz turystów. Zazwyczaj ludzie modlą się nawet na dziedzińcu. Nie udało nam się niestety tego zobaczyć, bo padał dość spory deszcz. Słynie ona ze swojej tajemniczości i magii, podobno życzenia w niej wypowiadane się spełniają. Ludzie losują patyki, które coś oznaczają, czytają swoje horoskopy, chińskie znaki zodiaku są tu wymalowane oraz można skorzystać z usługi przepowiadania przyszłości. Poniżej znajdziecie zdjęcie pary, która jest w trakcie poznawania przyszłych wydarzeń. Nawet poza świątynią ciągnie się cała uliczka stoisk gdzie mogę przepowiedzieć Wam przyszłość praktycznie ze wszystkiego :) Nie próbowaliśmy, bo wszystko już wiemy...nasze będzie długa i świetlista :)
Bazar Temple Street Night Market mieszczący się na tej samej ulicy. Najlepiej tam się pojawić około godz. 20-21, wcześniej się wszyscy się rozkładają i nie za wiele widać i nie za wiele można kupić. Kiedy się już rozłożą jest istny raj zakupowy. Znajdziecie tam dosłownie wszystko. Torba Ted Baker? Proszę bardzo. Perfumy Gucci? Jak najbardziej. Można by wymieniać jeszcze długo :) Ulica ta mieści się zaraz obok świątyni więc łatwo tam trafić.
Dzień bardzo męczący, cały spędzony na chodzeniu. Tylko raz wzięliśmy prom, żeby się przeprawić na drugą stronę i raz metro w drodze powrotnej. Reszta to nasze stopy :) Chcieliśmy więc uraczyć nasze podniebienia przed położeniem się spać. Znaleźliśmy porządne miejsce niedaleko domu. Konsumuję meduzę i dim sumy, a nagle czuje, że kot przeszedł mi po stopie i otarł się o mnie. Wróciłam do jedzenia. Za chwile K mówi do mnie żebym żebym już przestała. Mówię, że to nie ja. Wtedy spoglądamy pod stół, a to karaluch długości palca! Rozglądam się, a po ścianie chodzi kolejny tak samo wielki. Nie trzeba się domyślać, że szybko skończyliśmy jedzenie :)
Następnego dnia została nam jeszcze jedna atrakcja czyli Victoria Peak. To wzgórze, które króluje nad miastem. Na szczycie znajduje się obserwatorium i punkt widokowy, z którego rozciąga się panorama całego Hong Kongu. Można wejść na pieszo lub wjechać kolejką. My zdecydowaliśmy się na tą drugą opcję. Wystaliśmy się więc w kolejce po bilet, który kosztował......za wjazd, zjazd i wejście na taras widokowy. Kompleks jest niesamowity, widok nieziemski. Jedynym minusem była ogromna ulewa, która rozpoczęła się właśnie w momencie kiedy postawiliśmy nasze stopy na tarasie. Przeczekaliśmy więc, ale nawet kiedy ustała widok był kiepski, a miasto pogrążone we mgłe. Nie mieliśmy szczęścia...może następnym razem :)
Pozostało nam jeszcze pożegnanie z noodle soup czyli zupa z pierożkami w środku, którą można było zalać octem balsamicznym. Pycha, pycha, pycha ! Nie jadłam praktycznie nic innego przez te trzy dni :) Jest bardzo tania i bardzo smaczna. Polecam spróbować każdemu.