Ziemia słoni czyli Chiang Mai

Jak pisałam wcześniej Chiang Mai nas nie zawiodło, a wręcz co dnia pokazywało swoje lepsze oblicze. Kolejne dni przyniosły super atrakcje. Skoro świt mieliśmy umówione lekcje gotowania ze znajomą kuzyna K. Przesympatyczna dziewczyna, która robi fantastyczne jedzenie. Prowadzi na co dzień swoją restaurację We's Restaurant ale z uwagi na nasze prywatne lekcje opóźniła jej otwarcie tego dnia.
Możecie ją znaleźć tu - http://www.tripadvisor.com.sg/Restaurant_Review-g293917-d2100916-Reviews-We_s_Restaurant-Chiang_Mai.html.  Jeżeli zastanawiacie się nad programem Waszej wycieczki to cooking classes z nią jest absolutnie wspaniałym pomysłem. Za 800 bathów od osoby mieliśmy pół dnia gotowania w jej restauracji. Sami wybraliśmy potrawy jakie chcemy przyrządzić i było to:
  • Pad Thai ( nie uwierzycie ale to wcale nie jest tradycyjna tajlandzka potrawa, została wymyślona na turystyczne potrzeby i bardzo dobrze się przyjęła także wśród lokalnych ludzi )
  • Cashew Chicken
  • Massaman
  • Tom Ka Kai
  • Mango Sticky Rice

Umówiliśmy się punkt 8 rano pod jej restauracją i wspólnie wybraliśmy się na lokalny bazar o nazwie Chiang Mai Gate Market. To tutaj zaopatrują się lokalni i byliśmy tam jedynymi białymi osobami. We, bo tak się ona nazywa pokazała nam mnóstwo rzeczy, mogliśmy spróbować jedzenia ze straganów, zrobiliśmy zakupy na nasze potrawy i oglądaliśmy innych ludzi. Piliśmy tam też pyszną mrożoną kawę oraz jedliśmy racucho/naleśniki z cukrem i kokosem.


Po godzinnych zakupach wróciliśmy do We's Restaurant i zabraliśmy się za pracę. Świetnie się bawiliśmy, żartowaliśmy, rozmawialiśmy z We na prywatne tematy. Dostaliśmy zeszyty, w których mogliśmy zapisywać sobie receptury. Składniki na każde danie przygotowywaliśmy najpierw oddzielnie, a potem jedno po drugim wrzucaliśmy do woka. Jedzenie było czymś najlepszym co w życiu jadłam !! We jest mistrzynią! Oczywiście nie daliśmy rady zjeść wszystkiego na raz, więc dostaliśmy wszystko co przygotowaliśmy na wynos zapewniając sobie jedzenie jeszcze na cały następny dzień :) O 13 nasz kurs się skończył i ze smutkiem się pożegnaliśmy jadąc realizować dalszy plan naszego dnia.


Prosto z kuchni We jechaliśmy do Patara Elephant Farm - http://www.pataraelephantfarm.com/ czyli farmy słoni. Za pół dnia zapłaciliśmy 3800 bathów od osoby. Drogo ale warto bo cały dochód zostaje przeznaczany na słonie. Wybierając takie miejsca trzeba bardzo uważać, bo niestety ludzie zauważyli, że słonie mogą być atrakcją turystyczną i często wyłapują je z wolności i zmuszają do sztuczek. Słonie są gatunkiem zagrożonym, który kiedyś zamieszkiwał Tajlandię w naturze, teraz jest ich bardzo niewielka liczba. O tej farmie wiedzieliśmy, że jest sprawdzona i naprawdę pomaga słoniom zabieranym właśnie z miejsc gdzie są traktowane jako rozrywka. Ci ludzie faktycznie dbają o zwierzęta, kontrolują ich zdrowie, dbają o ich rozród, a jedyny kontakt jakie słonie mają z turystą to podczas takiego dnia jak nasz. Polegał on na dowiedzeniu się bardzo dużo informacji na temat słoni, na obserwowaniu bawiących się maluchów i na wyczyszczeniu, nakarmieniu i wykapani swojego słonia czyli w skrócie zrobieniu pracy, którą Ci ludzie codziennie z tymi słoniami wykonują. Każdy dostał swojego słonia pod opiekę i musiał się nim zająć. Mój nazywał się Menaya i był w ciąży, miał 18 lat. 


Tego dnia dowiedzieliśmy się naprawdę dużo o słoniach. Podobno śpią tylko 4 godziny dziennie, co 45 minut budząc się i zmieniając stronę, na której leżą :) Kontrola ich zdrowia polega na tym, żeby sprawdzić czy mają brudne plecy, bo jeżeli tak to znaczy, że spały dziś w nocy. Sprawdzane są również łapy, jeżeli wokół paznokci jest wilgoć to znaczy, że ze słoniem wszystko jest ok, poci się więc termoregulacja działa. Słoń powinien machać uszami, jeżeli je rozkłada nie machając to jest zdenerwowany i agresywny. To fantastyczne, niezwykle stateczne i spokojne zwierzęta. Oczywiście kiedy dorosną, bo maluchy są niezłymi trzpiotami :) Mają niesamowity spokój w oczach, taki, że ma się wrażenie, że zobaczymy ich duszę. 


Jakie słonie są w dotyku? Zawsze mnie to zastanawiało i cieszę się, że mogłam sama sprawdzić. Słonie są twarde...czuć ich bardzo grubą skórę. Na plecach są pokryte bardzo sztywnymi włosami, które w dłuższym kontakcie są jak papier ścierny dla naszej skóry.

Cały dzień był fantastyczny i zarówno kurs gotowania jak i opiekę nad słońmi gorąco polecam.