Podążamy więc dalej. Nasza przygoda z Chinami jest dopiero w połowie :) Miejsce, do którego zmierzamy jest jednym z piękniejszych jakie widzieliśmy w Chinach. Turystyczne, choć nie aż tak, gdyż nie jest łatwo się tu dostać. Jedyny dogodny sposób to wynajęcie busa, który zawiezie Was z Gulin lub Yangshuo lub wycieczki zorganizowanej. Nie jest to w naszym guście oraz backpacerski budżet nie pozwalał na wielkie szaleństwa. Z Yangshuo wróciliśmy więc do Guilin busem (ok. 1,5 godz). Niestety ze stacji, na którą dojechaliśmy nie odjeżdża bus do Longsheng, a to był nasz następny przystanek w drodze do Dazhai. Trzeba przejechać więc na drugą stację o nazwie Qin Tan, bądź pójść na pieszo.
W wielkim pospiechu udało nam się dostać bilety na busa do Longsheng i jechaliśmy :) Podróż zajęła nam ok 2 godzin, potem nastąpiło jeszcze wiele przesiadek do mniejszych busów, gdzie kierowali nas kierowcy i finalnie byliśmy w kolejnym środku transportu. Przepłaciliśmy 20 rmb od osoby za godzinną jazdę rozpadającym się busem, po górskich serpentynach, ściśnięci z miejscowymi jak śledzie. Wszyscy się na nas patrzyli, wręcz wytykali nas palcami i śmiali się z nas. Byliśmy jedynymi białymi w okolicy.
Po wjeździe na teren parku krajobrazowego bus stanie i będziecie musieli kupić bilety pozwalające na trzydniowy pobyt na jego terenie. Koszt to 100 rmb od osoby i jest to pierwsze miejsce gdzie uwzględniali zniżkę studencką. Wytrzęsło nas po drodze, nie raz zapierało dech w piersiach z powodu pięknych, naturalnych widoków, a czasami odbierało mowę z przerażenia, że oto nasze życie dobiega końca i spadniemy w przepaść na kolejnym zakręcie. Finalnie udało nam się dotrzeć do Dazhai w jednym kawałku i naszym oczom ukazało się arcydzieło :) Piękne tarasy ryżowe, zieleń i promienie słońca odbijające się w wodzie zalewającej każdy z tarasów.
Zatrzymaliśmy się w hotelu JinKeng - http://www.yhachina.com/ls.php?id=310&hostID=2
Okazało się, że jest on położony na samym szczycie góry, a wspinaczka z plecakami trwała 40 min. Dobrze, że nie muszę powtarzać co sobie myślałam stawiając stopę na każdy kolejny stopień :) My byliśmy zmęczeni, ale starsze panie w wieku ok. 60-70 lat świadczyły nietypowe usługi na tej trasie. Każda z nich miała wielki wiklinowy kosz z doszytymi uszami od plecaka i oferowała wniesienie walizki/plecaka/cokolwiek posiadasz na górę z doniesieniem do pokoju hotelowego. To jest prawdziwy door2door :) Kiedy my spływaliśmy potem, te staruszki skakały jak kozice i targały na plecach walizki chińskich turystów zupełnie niestrudzenie :) Nasz hostel okazał się być ok, cały zbudowany z drewna, z drewnianymi pokojami przypominającymi mi domki w Zakopanym :) szczególnie dobre wrażenie sprawiała przestrzeń wspólna obok recepcji hotelowej. Spędziliśmy tam dużo czasu wieczorami pijąc ich ryżową nalewkę i grając w karty :)
Główną atrakcją tego miejsca są spacery po szlakach, zwiedzanie okolicy, podziwianie widoków i cieszenie się tą atmosferą życia w zgodzie z naturą, na uboczu cywilizacji. Poniżej znajduje się mapka okolicy. Możecie zobaczyć na niej najważniejsze szlaki piesze w Dazhai czyli:
1) West Hill Music
2) Large Scale Thousand Layer Terraces
3) Golden Buddha Peak
Pierwszy punkt widokowy jest najwyższy i ma 1180 m. wysokości. Wejście zajmuje ok. 2 godzin ale za to widok jest najrozleglejszy, a większość zdjęć, które oczarowują turystów robiona jest właśnie z tego miejsca.
Drugi punkt widokowy jest położony dość nisko i szybko tam dojdziecie. Miejsce jest super na oglądanie wschodów słońca :)
Trzeci i ostatni z głównych punktów jest za to idealny na zachód słońca. Wspinaczka trwa jakieś 3 godziny, ale można też wjechać kolejką z podnóża góry.
Nieopodal czyli 4-5 godziny pieszo położone jest również miasto Ping'an. Zdecydowanie jednak polecam Dazhai, ma piękniejsze widoki, więcej ciszy i spokoju, a mniej turystów. Do Pinganu warto się wybrać na wędrówkę po okolicy. Możecie pójść pieszo w jedna stronę i wrócić busem lub możecie porwać się na przejście w dwóch kierunkach :)
Źródło: http://www.chinahighlights.com |
Moją zdecydowaną rekomendacją jest przyjechanie tu na 2-3 dni. Warto jest zostać na noc, mieć czas na wszystkie szlaki i spacer do Pingan oraz zobaczenie tarasów o wschodzi słońca i o zmierzchu. Wyglądają zupełnie inaczej. O poranku są bardzo tajemnicze i ma się poczucie, że ukrywają jakąś historie. W nocy znów ma się wrażenie, że wystarczy podskoczyć, a dotknie się gwiazd.
W mieście jedyna budynki jakie widziałam to drewniane chaty :) Są pięknie wykonane, stare i nie widać specjalnie żeby ktoś o nie dbał w dniu dzisiejszym.
Na zboczach tych gór definitywnie uprawia się ryż. Myślę jednak, że tylko na potrzeby miejscowej ludności. Jak widać uprawa nie jest bardzo regularna i ciągle pozostaje miejsce na ściślejszy zasiew. Nie wygląda to na masową produkcję, nie mówiąc już o ewentualnym transporcie . Wszystko z tych gór do miasta i drogi przejezdnej dla samochodów nosi się na własnych barkach. Jest to dość spory kawałek. Dlatego wydaje mi się, że mieszkańcy zapewniają sobie pożywienie, być może niewielkie ilości sprzedają do pobliskich wiosek, ale głównie żyją z turystyki i wizerunku tego miejsca.
Jeżeli planujesz podróż do Azji, a co więcej do Chin koniecznie dodaj to miejsce do swojej listy. Ludzie są przyjaźni, widoki piękne, jedzenie zjadliwe :) Żyje tu tylko około 1 tyś osób, 90% z nich to potomkowie plemienia Yao. Żyją w zgodzie z naturą, a turystyka ma na nich niewielkie oddziaływanie. Każdy pędzi tu swój dzień zgodnie ze wschodem i zachodem słońca. Ich przodkowie budowali tarasy ryżowe ok. roku 1200 i przez kolejne 500 lat. W Chinach można wyróżnić, aż 55 grup etnicznych w tym właśnie Yao. To plemię zawsze trudniło się uprawami ryżu oraz kłusownictwem. Na całym świecie żyje podobno 3 miliony ludzi z tego plemienia. Turyści kojarzą ich głównie z kobietami o długich włosach. Od 16 roku życia nie obcinają one włosów i noszą je związane w swego rodzaju turban, na który często zakładają chustki. Za drobną opłatą mogę zorganizować pokaz rozplatania i zaplatania swoich szalenie długich i czarnych włosów. Zastanawia mnie tylko fakt, czemu niezależnie od wieku nie widziałam nawet jednego siwego włosa u tych kobiet :)
Pieśni zachwytu nad tym miejscem nie będzie więc końca. Polecam, polecam, polecam. Trzy dni spędzone tutaj będą super wspomnieniem. Najlepiej jest przyjechać od czerwca do września, kiedy pogoda jest jeszcze ok i stosunkowo łatwo można przemierzać szlaki. Na jesieni zbocza pokrywają się kolorem żółtym, co robi fantastyczne wrażenie. Niezależnie jednak od pory roku znajdziecie tu unikalne widoki :)